Działo się to w dawnych czasach gdy ziemie Podlasia porastały wielkie bory będące siedliskiem żubra, tura i niedźwiedzia. Na sąsiednim Mazowszu kwitło osadnictwo, lud uprawiał pola,a książęta wznosili grody obronne. Jednym z nich był gród kasztelański w Liwie. Warownia odparła w swojej historii niejedną napaść, jednakw 1279 r. przyszedł taki najazd Jadźwingów, jakiego najstarsi ludzie nie pamiętali. Kasztelan Mikołaj przeczuwał zbliżającą się klęskę. Odsieczy można było oczekiwać tylko od księcia Leszka Czarnego, ale siły jego drużyny były za słabe. Tutaj mógł pomóc jedynie fortel. Wtedy to rycerz Radosław herbu Poraj wpadł na pomysł, który miał uratować gród od zguby. Podstępem wkradł się w łaski Jaćwingów, obiecując, że w zamian za darowanie życia i nagrodę w złocie, otworzy im tylną bramę zamku. Nocą Radosław pogalopował konno do księcia Leszka, z którym razem obmyślili zasadzkę. O świcie Jaćwingowie zostali poprowadzeni przez rycerza ku niechybnej zgubie. Przyczajone w lesie wojska książęce osaczyły oddziały nieprzyjaciela zasypując Jadźwingów deszczem strzał. Groźna armia została rozbita, a gród liwski — uratowany. Odtąd przez wiele lat Mazowsze cieszyło się pokojem, zaś dzielny Radosław został nagrodzony nowym herbem „Doliwa” – z trzema różami ułożonymi na ukuśnym srebrnym pasie na błękitnej tarczy.
